Marysiowe manifestacje niezadowolenia ewoluują.
Trochę jej szkoda czasu na machanie łapkami i długie piski, które rzadko przynoszą oczekiwany rezultat, postanowiła więc sprawę przedstawiać jasno.
Początek dotychczasowych akcji Marysia uznała chyba za dobry, bo tutaj modyfikacji nie ma - rzut na kolana i szybkie ukrycie główki między rączkami. Jest spektakularnie, jest gwałtownie. Jest ok.
A potem zmiany!
Już nie ma płaczów i pisków w nieskończoność!
A przynajmniej nie tylko.
Patrzy to moje kochane, słodkie maleństwo w ócz mych błękit i rzuca:
- cy chces, zebym była smutna?! no chces??
Oczywiście nie chcę.
Ale czasem Marysi samo takie zapewnienie nie przekonuje...
- będę plakała i plakała! nawet nocą, i całą drogę do psiedskiola!
- i się nie uspokoje! nigdy się juz nie uspokoję!
doprowadzona do ostateczności rzecze:
- nie jubię cię! jesteś gupia!
Czasem, gdy odwiedzamy Dziadków, Dzięcię czuje wsparcie.
woła wtedy, z wysokości dziadkowych ramion:
- no i cio tam, zgjedulce?
A gdy wyjątkowa przykrość (łyżeczka za bardzo na prawo, nocnik za bardzo na lewo, mleczko ze złego kubeczka) spotka ją w domu Dziadków łkaniem słusznym i żałosnym przywoła Babcię i poskarży się:
- mama mnie jozpłakała!!!
Otuchy dodaje mi myśl, z pokolenia na pokolenie w mojej rodzinie przechodząca - to oto rozkoszne stworzonko będzie miało kiedyś swoją córeczkę. Taką samą jak ona :)
piątek, 22 listopada 2013
piątek, 15 listopada 2013
Marysia powinna dopisać do mikołajowego listu ochraniacze na kolana.
Szkoda, żeby jej się tak obtłukiwały, kiedy po raz milion pięćset sto dziewięćsetny rzuca się na nie w rozpaczy (a główkę chowa między rączki i łka żałośnie).
Rozpacz jest oczywiście uzasadniona.
albowiem:
- łyżeczka do jogurtu została położona o pół centymetra za bardzo na prawo od kubeczka
- jogurt został otworzony w całości, a przecież wysyłała mentalne wiadomości, że życzy sobie, żeby wieczko trzymało się lekko na krawędzi
- nocnik stał nie w tym miejscu
- paskudne wapniaki podały dziecku żółty ręczniczek, kiedy o taki prosiło, ale myślało przecież o zielonym!!!
- kołderka ma nie ten obrazek
- misia życzyła sobie mieć podanego z góry łóżeczka, nie z boku
- jest jeden łyk mleka w kubeczku za dużo
- kubek miała podać mama, nie tata!
- ubierać się do przedszkola??? czyście, zgredulce, do reszty zgłupieli???
- czapka na dwór?!
oraz wiele, wiele, WIELE, WIEEEEELE podobnych dramatów...
Kochany święty Mikołaju,
dla mnie przygotuj proszę meliskę.
Albo lepiej lampkę wina.
Albo dwie.
Butelki.
Szkoda, żeby jej się tak obtłukiwały, kiedy po raz milion pięćset sto dziewięćsetny rzuca się na nie w rozpaczy (a główkę chowa między rączki i łka żałośnie).
Rozpacz jest oczywiście uzasadniona.
albowiem:
- łyżeczka do jogurtu została położona o pół centymetra za bardzo na prawo od kubeczka
- jogurt został otworzony w całości, a przecież wysyłała mentalne wiadomości, że życzy sobie, żeby wieczko trzymało się lekko na krawędzi
- nocnik stał nie w tym miejscu
- paskudne wapniaki podały dziecku żółty ręczniczek, kiedy o taki prosiło, ale myślało przecież o zielonym!!!
- kołderka ma nie ten obrazek
- misia życzyła sobie mieć podanego z góry łóżeczka, nie z boku
- jest jeden łyk mleka w kubeczku za dużo
- kubek miała podać mama, nie tata!
- ubierać się do przedszkola??? czyście, zgredulce, do reszty zgłupieli???
- czapka na dwór?!
oraz wiele, wiele, WIELE, WIEEEEELE podobnych dramatów...
Kochany święty Mikołaju,
dla mnie przygotuj proszę meliskę.
Albo lepiej lampkę wina.
Albo dwie.
Butelki.
czwartek, 7 listopada 2013
Trudny mamy czas. Strach i bezsilność ciągną nas pod ziemię.
Jest też nadzieja. Taka, co oddech przywraca...
Jestem za nią niewymownie wdzięczna.
W bolesnych sytuacjach z całą mocą dociera do człowieka, że mało jest spraw tak naprawdę ważnych. Miłość, dobro i szczęście. I już.
Mimo wszelkich trudności świat się kręci jakby nigdy nic...
I święta się zbliżają. I Mikołaj. I prezenty. I zapotrzebowanie na nie. Konkretne.
Marysia, skromne serduszko, zażyczyła sobie kuchni, sklepu, gitary, ciastoliny i zestawu klocków.
W najbliższym czasie namówię ją do stworzenia listu, może się uda, że o czymś zapomni wspomnieć... O tym sklepie mogłaby szczególnie, i kuchni. I gitarze, na litość niebios! Wystarczy, że ma flet, pianinko, cymbałki, harmonijkę i tamburyn. To o flet, pianinko, cymbałki, harmonijkę i tamburyn za dużo jak na uszy biednej matki!
Jest też nadzieja. Taka, co oddech przywraca...
Jestem za nią niewymownie wdzięczna.
W bolesnych sytuacjach z całą mocą dociera do człowieka, że mało jest spraw tak naprawdę ważnych. Miłość, dobro i szczęście. I już.
Mimo wszelkich trudności świat się kręci jakby nigdy nic...
I święta się zbliżają. I Mikołaj. I prezenty. I zapotrzebowanie na nie. Konkretne.
Marysia, skromne serduszko, zażyczyła sobie kuchni, sklepu, gitary, ciastoliny i zestawu klocków.
W najbliższym czasie namówię ją do stworzenia listu, może się uda, że o czymś zapomni wspomnieć... O tym sklepie mogłaby szczególnie, i kuchni. I gitarze, na litość niebios! Wystarczy, że ma flet, pianinko, cymbałki, harmonijkę i tamburyn. To o flet, pianinko, cymbałki, harmonijkę i tamburyn za dużo jak na uszy biednej matki!
Subskrybuj:
Posty (Atom)