środa, 23 września 2015

Hołduję rodzicielstwu bliskości.
Uważam, że dzieciom najbardziej na świecie potrzeba miłości i czasu.
Że należy im poświęcać mnóstwo uwagi i zainteresowania.
I być wobec nich wyrozumiałym i cierpliwym.

Serio.
A jednak jak kania dżdżu łaknę spokoju.
Świętego.
I ciszy.
I mam ochotę oboje na allegro wystawić.
A na wieczór czekam jak na zbawienie.
Kiedy dzwoni do mnie z pracy mój rodzony małżon, pytam uprzejmie jak tam na wczasach?
Każdego dnia, kiedy potwork... tfu! dzieciątka pójdą już spać, praktykuję samobiczowanie.
Bo krzyknęłam, straciłam cierpliwość, ukarałam, nie chciało mi się bawić lego friends, przeczytałam tylko jeden rozdział Karusi, choć Marysia tak ładnie prosiła o drugi, wkurzyłam się na bałagan w pokoju i w ogóle zdaje się, że byłam najgorszą matką świata.
Obiecuję sama sobie, że od jutra będzie inaczej.
A potem się okazuje, że nie jest.
Bo to zdradzieckie jutro to jest tak naprawdę dziś, które się codziennie aktualizuje.
Jestem w kropce.

A dzieci mam przecież takie cudne.

1 komentarz:

  1. Błagam, tylko koniec z tym samobiczowaniem się. Masz absolutne prawo czuć się zmęczona, wykończona i pożądać ciszy i spokoju.
    Wiem, że często(albo i zawsze) jest tak, że nie da się tego mieć. Ja w takich chwilach zaciskam zęby (ze złości/ze zmęczenia/żeby nie krzyczeć) i w głowie mówię sobie, że to wszystko minie i znów będą chwile radości.

    Dużo w takim "odpuszczeniu" samej sobie wyrzutów sumienia dała mi ostatnio przeczytana książka "Mam, smoczek! M. Fres. Takie czytadło, chwilami nawet nudne, ale ona tam dokładnie opisuje to samo, co mam wrażenie i Ciebie teraz dotyczy, a co ja też miałam.

    Ściskam mocno. I życzę Ci choć chwili przy herbacie, w ciszy, bez nasłuchiwania co u dzieci, bez natłoku myśli :)

    OdpowiedzUsuń