Mamy maj.
W maju mamy majowe kryzysy.
Rodzicielskie.
Kocham te moje dzieciątka jak stąd do kosmosu (i z powrotem), a 5 razy dziennie mam ochotę wysłać je w ten kosmos (nad powrotem wciąż rozważam).
Marysia weszła w okres piszczenia, marudzenia i bania się.
Jedzie na rowerze, z prędkością emeryta, po prostej drodze, bez zakrętów i człowieków i 'boi się!'
- czego się boisz, Marysiu?
- słupa!!! - chlipię dziecię.
Ta, rzuci się na nią z zębami. Stoi tam taki przyczajony od lat i tylko czeka na Marysię.
Ale w sumie nie jest najgorzej, bo koleżanka opowiadała mi, że jej synek wieczorem też się bał, we własnym łóżku.
- czego, Marcinku?
- że szafa się na mnie przewlóci!
Marysia boi się też, kiedy wołam, żebym uważała, bo ślimaka nadepnie.
- wystlaszyłaś mnie!!! Łaaa!!!
A na placu zabaw, kiedy małżon wyskoczył z krzaków z dziką radością i równie dzikiem okrzykiem (faceci!!! witki opadają!), poskarżyła się na cały park:
- mamo, tato mnie BAŁ!!!
Antoniusz za to nie boi się niczego.
Schodzenia z kanapy głową w dół, wchodzenia na stół i do pralki, zjadania kamlotów i piasku, raczkowania po asfalcie i wychodzenia na balkon, kiedy matka nie patrzy.
Więc ja się boję.
Za niego i o niego.
W dodatku popsuł się Antoszek samochodowo.
Ryczy, jak go tylko do fotelika włożę.
Ryczy w aucie, gdy śpiewam.
Ryczy, gdy nie śpiewam.
Ryczy, gdy mu daje zabawki.
I gdy mu nie daje.
Ryczy, gdy jest śpiący, ale nie zasypia.
Ryczy gdy nie jest śpiący.
W zasadzie ryczy nieprzerwanie od włożenia do fotelika do wyjęcia z samochodu.
Już czuję, jak wspaniale będzie nam się jechało w przyszłym miesiącu na wakacje.
Kawalątek drogi.
Do Włoch.
Ochrzciliśmy Antosia w niedzielę.
Wyglądał słodko.
I ryczał, oczywiście.
A wczoraj skończył 10 miesięcy.
W końcu zaczął gaworzyć (mammmmma!).
Umie znaleźć schowanego pod listkiem na macie robaczka, zakłada kółka na kijek, poproszony włącza karuzelkę i wkłada i wyciąga klocki z garnuszka.
Je szparagi! W przeciwieństwie do siostry, która nimi pluje.
I jest cudny :)
o jacie! my w przyszlym miesiącu jedynie nad może się wybieramy ... marne 700 km... a ja i tak już dostaję nerwowej sraczki na samą myśl o nieprzerwanym przez dziesięć godzin RYKU! Włochy... hmmmm... jakby to powiedzieć.... nie będzie lekko... na pewno będziecie musieli po tej podróży odpocząć kilka dni ;)
OdpowiedzUsuńDla Antosia ucałowania dziesięciomiesięczne :) Hanka właśnie dzisiaj przeżywa ten dzień i świętuje go od 6 rano do teraz, z półgodzinną przerwą na drzemkę... urodziłam cyborga! :)
Trzymajcie się! :)
Antoś pięęękkknnnyyy i taaakkkiiii elegancki!
UsuńNiech go Pan Bóg błogosławi
a Anioł Stróż niech nie traci energii bo przy Nim ma chyba pełne ręce roboty.... :)))
dzięki!
Usuńjuż wiem, że będzie jazda ;) podczas jazdy, i to jaka! ;) i dostaję na myśl o niej tego, co i Ty ;)
Aaabsoultnie przepiękny ten Antoś. O pardon, przeprzystojny. Matka będziesz musiała miotłę kupić żeby kandydatki na synową odganiać :).
OdpowiedzUsuńno co Ty, ja jestem nowoczesną matką!
Usuńodkurzaczem będę je wciągać ;)
Piękny jest Antoś. Blondasek jak mój. Mój jednak nie jest odważny a ostrożny i przemyślany. Natomiast Mileńka szaleje jak rajdowiec. Niby rodzeństwo a tak różni. Czasem bardzo to dziwi...Podrawiam
OdpowiedzUsuńto prawtakie da, dzieciaki są przeróżne!
Usuńa do jego włosków się nie przywiązuję, bo urodził się z niemal czarnymi, a teraz takie jasne piórka ma :)
Marysia za to była kiedyś jak wiewióreczka, a teraz jej włoski pojaśniały.
Czytałam i się zaśmiewałam. Świetnie piszesz. Już sobie wyobrażam to banie się Marysi, hahaha i to łaaał ojcowskie, umarłam ze śmiechu właśnie :)
OdpowiedzUsuńPrzecudny Antoszek i ... nie ryczy :)
No to trochę macie do przejechania, fiu fiu. W końcu padnie zobaczysz i przespi podróż ;)
U was ze szparagmai jak u na s z fasolką i truskawkami - Tola fasolką pluje, Tymon wcina, Truskawek zaś nie ruszy, a Tola nimi się zajada ;)
może jak on nie padnie, to ja padnę i prześpię podróż? ;)
OdpowiedzUsuńdzieci to w ogóle wybredne są, ja tam zjem i fasolkę, i truskawki, i szparagi!
i ciasto :D