Nic się nie dzieje.
Nic szczególnego.
Szczególnie nic istotnego.
Takie tam zwyczajne doprowadzanie matki przez słodkie dziateczki na skraj wytrzymałości. Do granicy obłędu.
Takie tam zwyczajne piski, plucia, płacze i marudzenia.
Bunty, tfu - informacje zwrotne, awanturki, znaczy - zachęty do poszukiwań alternatywnych rozwiązań.
Antoszek dalej nie je.
Patrzy z wyrzutem i przerażeniem, kiedy próbuję mu coś do dzioba wsadzić.
O tak:
A normalnie, to oczka mu tak na wierzch nie wychodzą...
Marysia dalej się złości.
Ostatnio oberwało się nawet najukochańszej babci:
- mamo! A babcia nie chce się ze mną teraz bawić, tylko WYKŁÓCA SIĘ, że musi obiad ugotować!
Awanturnica z tej babci, naprawdę.
No to witaj w klubie :) U nas wprawdzie dziecię jedno, ale za to niejadek straszny i właśnie chyba wkroczyliśmy w bunt dwulatka - nie wiem tylko, czy apogeum już było, czy wszystko najgorsze dopiero wciąż przed nami... Powodzenia i łączę się w bólu ;)
OdpowiedzUsuńprzed Wami, pewnie, że przed Wami :D
UsuńNo to już wiesz, po kim ta Marysia taka awanturnica ;)
OdpowiedzUsuńPrzekochane te Twoje dzieci, Antoszkowe oczy powalają :)
tak, są tacy słodcy...
Usuń... gdy śpią ;)
i na zdjęciach, bo zdjęcia nie krzyczą i nie marudzą ;)
Jakbyś szukała synowej, to mam na stanie jedną, co prawda starsza o pięć miesięcy, ale może się nada...;)
OdpowiedzUsuńpzdrv
novembre
bierę! ;)
Usuńu nas tak wyglądają oczy Hanki jak sie kończy zupka albo owocki w miseczce... a do szeroko otwartych oczu coraz częściej dołącza się syrena alarmowa oznaczająca niewystarczający poziom wypełnienia żołądeczka :)))
OdpowiedzUsuńw sumie to żadna skrajność nie jest dobra ;)
to prawda - Marysia była wszystkoiduzożercą i bałam się, żeby się zbyt okrągła nie zrobiła.
UsuńAle z perspektywy czasu wolałam to jej jedzenie niż kompletnie niejedzenie Antosia ;) Jego się karmi za karę, nie dość, że nic nie zje, to jeszcze wysmaruje siebie i wszystko wkoło jedną łyżeczką zupy. A potem jeszcze o mnie dziób wytrze!