czwartek, 15 października 2015

Pomyślałam, że byłoby fajnie, gdyby Antoś zasypiał sam w swoim łóżeczku.
Widziałam to na filmach! Dziecię robi się zmęczone, rodzic bierze je na ręce, uśmiecha się, wkłada do łóżeczka, daje buziaka i pieluchę do przytulenia i wychodzi, a po chwili słychać już tylko cichutkie pochrapywanie.
Łatwizna!
Spróbowałam w poniedziałek.
I wtorek.
I wczoraj i dzisiaj.
Coś jednak nie działa.
Na początku jest dobrze, Antek zmęczony, łóżeczko, buziaczek, pieluszka, pa!
Potem coś się psuje. Zamiast pochrapywania, popłakiwanie.
Wyciągam, uspokajam, lulam, odkładam. Buziaczek, pieluszka, pa!
Nie ma pochrapywania, nie ma popłakiwania. Jest głośny, donośny płacz.
No to wyciągam, uspokajam, lulam. Odkładam.
Nie zdążę z buziaczkiem i pieluszką, a tu już rozpacz małego położonego człowieka.
Sytuacja powtarza się do czasu, aż padnięty Antoś zaśnie mi na rękach.

Myślę, że byłoby fajnie, gdyby Antoś zasypiał bez płaczu.
Niekoniecznie sam.
I niekoniecznie w swoim łóżeczku.

W tym roku szkolnym, z uwagi na mój urlop (nieustannie zachwyca mnie ta nazwa!) mogę odbierać Marysię z przedszkola wcześniej. Albo zrobić jej czasem zwyczajnie wolny dzień.
Otworzyły się przed nami nowe niedostępne do tej pory możliwości.
Np. zajęcia w pobliskim domu kultury. Mała chodzi  na 'Kulturoznawstwo w sztuce'. Nazwa dziwaczna, ale to są naprawdę bardzo fajne zajęcia plastyczne.
I kino przed południem.
I teatr lalek (ostatnio byłyśmy na 'Och, Emil!' Bardzo się Małej podobało!).
I plac zabaw po przedszkolu.
I ulubiony dentysta rano.
I wyjazd do babci.
A poza tym ta rozkoszna chwila, kiedy Marysia edukuje się w swojej placówce, a Antek śpi... Czasem wydaje mi się, że mogłoby tak już zostać. Urlopie trwaj.
Dziateczki moje najdroższe szybko mi jednak uświadamiają, że w istocie - wydaje mi się.

poniedziałek, 12 października 2015

Antoś kończy dziś 3 miesiące.
Moja kluseczka malusia, cium cium... ;)
Słodko się uśmiecha, pięknie guga, jest pogodny i radosny.
Jest typem nieśpiocha i wyjątkowo absorbującym niemowlęciem.
Nie wiem, czy to czas sprawił, że mi się wszystko pozapominało i pozajączkowało, ale wydaje mi się, że Marysia jako kurdupel była łatwiejsza w obsłudze. Jadła, spała, gugała, jadła, spała, gugała...
Antoś uwielbia towarzystwo. Do tego stopnia, że ani na moment nie można go zostawić samego, bo głośno upomni się o należną sobie uwagę.
Anteczka trzeba nosić. Wózek, bujaczek, a już szczególnie łóżeczko boleśnie kłują go w arystokratyczną pupę.
Antek to królewicz. To on, wraz z królewną Marysią, rządzi domostwem. W czasie pobytu królewny w przedszkolu sprawuje władzę niepodzielną. To on decyduje, czy tego dnia obiad będzie, czy nie, czy pranie się wyprasuje, czy nie wyprasuje i czy uda się posprzątać, czy też nie.

Jest cudny.
Oboje są.

piątek, 9 października 2015

Nie należy dzieci karać karą niezwiązaną z przewinieniem.
W ogóle nie należy dzieci karać.
Można ewentualnie dopuścić, by ponosiły naturalne konsekwencje swoich zachowań.
Tyle teorii.

Przykład z dzisiejszego poranka.
- Marysiu, jedz szybko śniadanie, bo spóźnisz się do przedszkola.
Marysia ogłuchła. Grzebie łapką w talerzu.
Mijają minuty.
- Marysiu, za chwilę trzeba wyjść z domu.
Marysia dalej grzebie łapką w talerzu.
Mijają kolejne minuty. Ogarnęłam dom, Antka i siebie.
- Marysiu, proszę kończyć jedzenie i iść myć zęby.
Marysi słuch wrócił.
I mowa też:
- NIEEEE!!!! Jeszcze nie zjadłam!!!
Tłumaczę:
- ale trzeba już wychodzić
- NIEEEEEEEEEEEE!!!
Przypominam sobie o tafli jeziora i nenufarach i takich tam i  proszę:
- nie krzycz na mnie, tylko się zbieraj
- NIEEEEEEEEEEEEEEEEE!!! Cichaj, mamo!!!
Kajam się w myślach za to cichanie, bo sama tak mówię do potwo... tfu, dziateczek. Pamiętam o nenufarach i cała staję się łagodnością:
- Marysiu, kochanie, uspokój się proszę i idź myj zęby
- NIEEEEEEEEEEEEEEE!!!
W końcu nie wytrzymuję i odgrażam się:
- Marysiu! Jak będziesz się tak zachowywała, to nie włączę Ci wieczorem bajki!

Zła matka. Zła.
Wszystko nie tak. Cierpliwości mi brakło, a to ja jestem przecież dorosła w tym domeczku.
Bajka ma się nijak do posłuszeństwa przy stole.
Takie zachowanie jest zaprzeczeniem tego, co jest dla mnie ważne w wychowywaniu dzieci.
W dodatku metoda nieskuteczna, bo do Marysiowego nie (cennej informacji zwrotnej o tym, co jest dla niej ważne! ;)) dołączył jeszcze płacz z powodu nieuzasadnionej krzywdy, która ma się objawić wieczorem.
I tak sobie teraz myślę, że właściwie dlaczego ja nie pozwoliłam jej się do tego przedszkola spóźnić?
Może jakby się raz spóźniła, to by w końcu zobaczyła, że ja nie gadam, bom matka gderliwa, tylko czuwam, żeby było tak, jak dla niej najlepiej.

Patrzę sobie na tego mojego słodkiego Anteczka, kluseczkę mamusi, gugającego rozkoszniaka i myślę sobie, że można by go schrupać.
A potem patrzę na tę moją pięcioletnią Złośnicę i odkrywam mądrość słów głoszących, że małe dzieci są tak słodkie, że chciałoby się je zjeść, a jak podrosną, to się żałuję, że się tego nie zrobiło... ;)

poniedziałek, 5 października 2015

Naczytałam się ostatnio o wychowywaniu dzieci zewnątrz- i wewnątrzsterownych.
Oczywiście bardzo chcę, żeby moje dziateczki były pewne swoich kompetencji i umiejętności i żeby troszczyły się o przestrzeganie ich własnych granic z poszanowaniem potrzeb i uczuć innych ludzi. I żeby troska ta wynikała z głębi ich empatycznych serduszek.
Zgłębiam temat.
Dowiedziałam się, że Marysiowe głośne i stanowcze nie nie jest oznaką buntu ale "cenną informacją zwrotną o tym, co jest ważne dla dziecka i zachętą do szukania innych rozwiązań danej sytuacji”. – Agnieszka Stein, “Dziecko z bliska”.
Marysia, słodka istotka, postanowiła ułatwić mi przyswajanie wiedzy i funduje mi codziennie zajęcia praktyczne.
Bardzo gorąco zachęca mnie do szukania różnych rozwiązań:
- gdy nie chce założyć butów przed wyjściem z domu
- gdy nie godzi się, żeby jedna bajka na dobranoc była naprawdę tylko jedna
- gdy śpiewa podczas (zamiast) mycia zębów
- gdy nie chce wracać z placu zabaw (a Antek drze się obok wniebogłosy)
- gdy chce, żeby jej czytać książki całą noc
- gdy twierdzi, że po powrocie do domu nie trzeba myć rąk
i w wielu innych sytuacjach.
Coś czuję, że jak mi się urlop (genialna nazwa!) macierzyński skończy, to poproszę, żeby mnie do działu marketingu przenieśli.
Taka będę kreatywna.
A póki co czekam na wizytę opieki społecznej, która pewnie przyjdzie niedługo sprawdzić, czy te Marysiowe krzyki wynikają z obdzierania jej przez wyrodnych rodziców ze skóry, czy też są po prostu zachętą do poszukiwana alternatywnych rozwiązań w sytuacji, gdy Mała pokazuje, co jest dla niej ważne.

Przy okazji poszerzają mi się horyzonty. Widzę więcej. Dziś z całą mocą dostrzegam ogromną wadę karmienia piersią.
Nie mogę wypić butli wina, a czuję, że powinnam.

czwartek, 1 października 2015

Cierpiąca Marysia.

Marysia od czasu Antkowyklucia jest bardziej nerwowa niż zwykle. Kotłujące się w niej emocje znajdują ujście w krzykach, tupaniach, szturchaniach i burczeniach.
Zastanawiający jest fakt, że to głównie na mnie się złości, o czym głośno i jednoznacznie informuje: wkuzyłam się na ciebie! jestem naplawdę baldzo zła!!!
Ostatnio podpadłam dziecku jeszcze bardziej niż zwykle, bo Mała oświadczyła:
niecielpię cię, mamo! 
Sumienie chyba nie dawało Marysi spokoju, bo po chwili przyszła mi powiedzieć:
mamo, ja cię cielpię, wiesz? Baldzo cielpię!
Uff ;)

środa, 23 września 2015

Hołduję rodzicielstwu bliskości.
Uważam, że dzieciom najbardziej na świecie potrzeba miłości i czasu.
Że należy im poświęcać mnóstwo uwagi i zainteresowania.
I być wobec nich wyrozumiałym i cierpliwym.

Serio.
A jednak jak kania dżdżu łaknę spokoju.
Świętego.
I ciszy.
I mam ochotę oboje na allegro wystawić.
A na wieczór czekam jak na zbawienie.
Kiedy dzwoni do mnie z pracy mój rodzony małżon, pytam uprzejmie jak tam na wczasach?
Każdego dnia, kiedy potwork... tfu! dzieciątka pójdą już spać, praktykuję samobiczowanie.
Bo krzyknęłam, straciłam cierpliwość, ukarałam, nie chciało mi się bawić lego friends, przeczytałam tylko jeden rozdział Karusi, choć Marysia tak ładnie prosiła o drugi, wkurzyłam się na bałagan w pokoju i w ogóle zdaje się, że byłam najgorszą matką świata.
Obiecuję sama sobie, że od jutra będzie inaczej.
A potem się okazuje, że nie jest.
Bo to zdradzieckie jutro to jest tak naprawdę dziś, które się codziennie aktualizuje.
Jestem w kropce.

A dzieci mam przecież takie cudne.

poniedziałek, 21 września 2015

Ha.
Jakby to powiedział mrówkojad z naszej najulubieńszej serii książeczek o mrówkojadzie i orzesznicy.
Zatem - ha.
I w szczególności  - (tak by powiedziała orzesznica, ta z naszej najulubieńszej serii książeczek o orzesznicy i mrówkojadzie).

Jesteśmy znów :)
Wiele się działo przez ten czas, kiedy nas nie było.
Bardzo wiele.
Jest nas już czworo - dwa miesiące temu wykluł nam się Antoś, kurduplaty braciszek Marysi.
I jak się wiele działo, tak jeszcze więcej się dzieje.
Myślałam, że jak nie będę chodziła do pracy, to sobie odpocznę, będę miała czas na wszystko, zrobię porządek w garderobie, będę gotować obiady z dwóch dań i jeszcze deser przyszykuje i w ogóle będzie lajcik.
Snułam wizję niespiesznych letnich spacerków i posiadówek na placach zabaw - już widziałam jak Antoś grzecznie śpi w wózeczku, Marysia słodko bawi się z koleżankami, ja plotkuję na ławeczce, słonko świeci i takie tam.
Rzeczywistość jak zwykle przerosła moje wyobrażenia.
Okazało się, że Antek w łaskawości swej w wózku może co najwyżej drzeć się wniebogłosy, Marysia zazdrosna jest i okropnie nerwowa, w krzykach lepsza jest od brata, a ja nie wiem, które pierwsze uspokajać.
Sierpień, w którym przedszkole Marysi było zamknięte, kojarzyć mi się od teraz będzie niekoniecznie z wakacjami. Bardzo niekoniecznie.

Wrzesień przywitałam z radością.
Marysia poszła do zerówki.

A w zerówce mają nową panią od religii. Zaangażowana jest mocno, dzieci słuchają jej z wypiekami na dziobach, a potem w domu opowiadają.
- mamo, a wiesz, że Bóg stworzył świat?
- tak? - zainteresowałam się uprzejmie - a jak to zrobił?
- użył mocy! - odpowiedziała Marysia tak jak się mówi 'na potęgę posępnego czerepu, mocy przybywaj!'

Po chwili Mała dalej pyta:
- mamo, a ty wiesz, co to jest 'bóg'?
- no nie wiem - odpowiadam, bom ciekawa, co mi dziecię powie - co?
- książka!- woła beztrosko Marysia

No to już wiem.
Że poza religią mieli też angielski :)