niedziela, 5 stycznia 2014

Raz dwa.
Minęły święta, przyszedł nowy rok...

Dzień przed Wigilią naśmiewałam się z Marysi, że ma pryszcza na czole.
W wigilię przestałam się śmiać. Pryszcze wszędzie są znacznie mniej zabawne niż jeden na czole.
Święta spędziliśmy zatem nadzwyczaj spokojnie w towarzystwie Dziadków i ospy.
Szczęśliwie Mała chorobę zniosła bardzo dobrze, rozswędzona była tylko trochę, a zaraz po nowym roku (i z końcem wapniakowego urlopu) z błogosławieństwem doktura i zaświadczeniem, że kropkami już nie zaraża, potuptała do przedszkola.

Boże Narodzenie jest cudne.
Boże Narodzenie z Marysią i wpatrzonymi w nią jak w obrazek Dziadkami jest przecudne.
Uśmiecham się na wspomnienie przejętego Marysiowego oczekiwania na Mikołaja i jej szczere wyznanie, kiedy miała pojść sprawdzić, czy są już prezenty pod choinką:
- 'mamusiu, tlochę dygam!'
I te jej kolędy, wyśpiewane całym sercem i całym głosem!
Gra w 'nogi stonogi' i Marysiowe wieczne wymyślanie, co by tu jeszcze wykombinować, żeby wygrać...
Zdobienie pierniczków, lepienie aniołków z masy solnej, wspólne z Babcią pieczenie (i zjadanie) makowca...

Moim największym marzeniem jest móc święta przeżyć raz jeszcze w takim gronie, w takiej atmosferze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz