wtorek, 17 listopada 2015

Kupiłam ostatnio lampę do salonu.
Piękną. Z takim czymś.
O takim.


Od kiedy mam tę lampę, nie mogę patrzeć na salon. Jest taki niewykończony i bez charakteru.
Wprowadziliśmy się tutaj rok temu, wszystkie pieniądze wydaliśmy na to, co było naprawdę niezbędne a reszta miała czekać na swoją kolej. Większość czeka i jeszcze poczeka.
Łazienka głównie.
I przedpokój.
I garderoba.
Teraz budzi się we mnie salonowy dekorator i wizjoner.
Chcę tapetę - w zygzaki albo glamour, małą szklaną lampkę stołową na komodę, komodę na tę małą stołową szklaną lampkę i plakaty do kuchni. I poduszki na kanapę.
Różowe.

Marysia dostała zaproszenie na urodziny koleżanki. Wybrałam się z nią do TK Maxx'a, żeby kupić prezent (i buciki dla Marysi na zimę. Właściwie to głównie po nie. Ale cśśś, nie mówimy Marysi, wtedy chętniej idzie).
Stałam tak sobie na dziale dziecięcym, ze wszech stron otoczona badziewnym plastkiem.
Bezradna i zagubiona.
Zrezygnowana mówię do Małej:
- Marysiu, ja naprawdę nie wiem, co wybrać dla Matyldy...
- no - zgodziła się ze mną Marysia - ciężko się zdecydować, jak jest tyle pięknych rzeczy!
Otóż to, córeczko. Otóż to.

1 komentarz:

  1. Widzisz, nie umiesz dostrzec tego piękna ;)
    Ach, skąd ja to znam, najpierw budowaliśmy, potem urządzaliśmy, ale to ostatnie już z ołówkiem w reku i podliczaniem, żeby starczyło i tak całkiem niedawno ostatnie żyrandole dokupiłam których od ... 8 lat brakowało :) A ile już teraz bym zmian wprowadziła, choć jeszcze coś gdzieś czeka na skończenie, dokupienie :)
    lampka super, tapetę w salonie kładłam sama kiedyś w nocy jak Ukochany wyjechał na wypad motorowy na kilka dni, efekt cudowny :)

    OdpowiedzUsuń