Nie cierpię listopada.
NIE CIERPIĘ.
Raz, bo - wiadomo - listopad.
Jesień, zimno, szaro, buro i ponuro.
Dwa, bo to czas złych wiadomości.
Dwa lata temu w listopadzie niewinne rtg płuc pokazało guz u mojej mamy.
Byłam wtedy najbliższej zrozumienia, co to znaczy, że serce pęka z bólu.
Trzy lata temu w listopadzie mama małżona przeczytała na kartce melanoma malignum.
Dziś, po wycinkach, docinkach, chemioterapii, radioterapii, terapiach ipilimumabem i pembrolizumabem, czytamy progresja.
Miałam przyjaciela. On miał mięsaka, maleńkiego synka, młodą żonę, szansę i nadzieję.
I 26 lat, gdy zmarł.
W listopadzie. Jutro będą równe 4 lata.
A dziś rozmawiałam przez telefon i znów dostałam wiadomość. Listopadową.
Nie przyjmuję tego z pokorą.
Wysyłam do Nieba odwołanie.
Ciężko czytać takie posty...
OdpowiedzUsuńwspółczuję :(
Okrutny listopad dla Was... wspólczuję kolejnej takiej listopadowej wiadomości :(
Przytulam..
Powinni ten listopad wypieprzyć z kalendarza :(
OdpowiedzUsuńCholerne smutny post :(