poniedziałek, 15 lutego 2016

W piątek Antoszek skończył siedem miesięcy.
Raczkuje, sam siada i siedzi, próbuje wstawać.
Jest bardzo empatycznym chłopcem - w poczekalni przed dzisiejszym szczepieniem płakał ze wszystkimi towarzyszami niedoli.
Szczepienie zasługuje w zasadzie na oddzielny akapit, bo Antoś nie dość, że wrażliwy na krzywdę pozostałych maluchów, to jeszcze nieufny w stosunku do obcych. Szczególnie nie lubi, gdy na niego patrzą. 
Niewinne o jaki z ciebie śliczny chłopczyk! pani pielęgniarki wprawiło Antoszka w - delikatnie mówiąc - nastrój mało pogodny.
Rozbieranie z ubrań Antoś przyrównał do obdzierania ze skóry.
Ważenie i badanie  było ponad wytrzymałość Antoszka, a na opis ukłucia brakuje słów...
Z gabinetu wyszłam zlana potem.
Do domu doszłam zresztą zagotowana jeszcze bardziej, bo Antoś w poczuciu głębokiej krzywdy stanowczo odmówił powrotu wózkiem. Niosłam go więc w jednej ręce, drugą pchałam ten cholerny wózek, a żeby było - hahaha - szybciej, poszłam na skróty nie drogą, tylko przez błoto, przez które oczywiście nie mogłam tą jedną ręką przeciągnąć wózka.
Matkobosko!
Jak już będę mogła pić wino, to sobie tę scenę przypomnę.

Siedmiomiesięczny Antoś bardzo głęboko wziął sobie do serca najnowsze zalecenia, że rodzice decydują, co i kiedy dziecko zje, dziecko natomiast, ile i czy w ogóle. No to Antoś decyduje.
W ogóle marchewki, pietruszki, selera, buraka, brokuła, ziemniaka, groszku, kalarepy, fasolki, dyni, banana, mintaja, łososia, królika, jagnięciny, kaszy jaglanej i ryżu.
Jabłka odrobinę.
Łyżeczkę jogurtu.
I już.
Na zabiedzonego mimo to nie wygląda, a od wyklucia przybyło mu już 5 kg i 740 gramów.
(co daje łącznie 8760 g, które musiałam dziś nieść! W jednej ręce! O tym też będę pamiętać przy winie.)

Marysia pozazdrościła chyba bratu tej swobody decydowania, bo dziś, gdy ją poprosiłam, żeby podniosła z podłogi ubrania, które tam rzuciła, krzyknęła:
- rozkazujesz mi i rozkazujesz! mam tego dość!
I poszła.
Zostawiając ubrania tam, gdzie były.

Jedna butla, czuję, to będzie za mało.

6 komentarzy:

  1. Haha, fenomenalnie to opisałaś. Mogę napić się z Tobą? Zaczekam, bo ja już mogę :)

    O tak, Elizie też wydaje się, że jest w obozie karnym, gdzie rodzice to kapo, bo mój Boże! każą myć zęby i jeść rano śniadanie... No gorzej trafić nie mogła.
    Buziaki, ściskam w matczynej niedoli!

    OdpowiedzUsuń
  2. To jeszcze przy tym winie wiedz, ze śmiałam się z Twej niedoli w głos, czytając :)
    Super to opisujesz!! pisz częściej, bo wychodzi Ci to świetnie. Na całe szczęście Twoje cudowne dzieci dokładają Ci idealnych tematów :) ;)
    Ściskam, chciałabym zobaczyć Cię w tym błocie..

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak tam książę Antoś po szczepieniu? A Marysia? Przeszło Jej? :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Antoś już dobrze, dzięki, że pytasz - on jak prawdziwy facet nie cierpi, tylko walczy o życie ;)
    U Marysi to stały stan - tłumaczę to sobie normalnym etapem rozwojowym, no bo przecież wszelkie błędy wychowawcze mogę z czystym sumieniem wykluczyć ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. o jaki sprawny chłopczyk ten Twój Antoś...
    moja córcia jeszcze nie siada sama o raczkowaniu nie wspominam... :/ ale ćwiczymy....
    co do szczepienia to pomogłam ostatnio córci (no i przede wszystkim sobie) plasterkami ze środkiem znieczulającym. Dwie godziny przed szczepieniem nalepiła pani pielęgniaka na nożki w miejscu wkłucia i szczepienie przebiegło w atmosferze zgoła spokojniejszej niż poprzednie :)
    Świetne masz dzieciaki! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. każdy maluch ma swój czas, trzymam kciuki za Hanię! :)
      A z tym plasterkiem będę musiała koniecznie spróbować, bo się oboje wykończymy.

      Usuń