wtorek, 18 marca 2014

Marysia od kilku miesięcy chodzi na balet.
Bardzo go lubi.
Przez długi czas ubierałam ją na zajęcia w zwykłą koszulkę i tiulową spódniczkę, ale któregoś dnia zobaczyłam w popularnej sieciówce przeuroczy, różowy kostium z falbanką i nie mogłam mu się oprzeć.
Marysia podzieliła mój zachwyt i już po chwili kroczyła dumnie z wieszakiem w rączce w stronę kas.
Świergotała radośnie w kolejce i przestępowała z nóżki na nóżkę tanecznym krokiem.
Sprzedawczyni zagadnęła do niej:
- będziesz baletnicą, co?
- nie! - zaprotestowała Marysia - ja JESTEM baletnicą!

Słusznie, z tym się człowiek rodzi ;)
Cztery świeczki zdmuchnęło w sobotę moje maleńkie, słodkie, cium cium, tycipieńkie dzieciątko...
Pojęcia nie mam, jak to się stało.
Ani kiedy.
Ani jak to odkręcić!

Córeczko!
Bądź radosna. Bądź kochana. Bądź szczęśliwa.

Czteroletnia Marysia jest bardzo dobrym obserwatorem.
Któregoś z ostatnich ciepłych dni dowlokłyśmy się wczesnym wieczorem do domu, a mnie przeokropnie chciało się pić.
W domu było mleko, mała butelka piwa i woda (w kranie).
Wlałam sobie ukradkiem pół szklanki piwa, a Małą poprosiłam, żeby poszła do łazienki się rozbierać.
Marysia nie do końca miała ochotę na współpracę, użyłam więc jednej z miliona stosowanych codziennie sztuczek (pomyśleć, że jako matka dziecka niewyklutego otrząsałam się ze wstrętem na takie metody!) i zaczęłam mruczeć do siebie:
- e, Marysia na pewno nie pójdzie się teraz kąpać, ja pójdę, a kto pierwszy w łazience ten będzie miał mnóstwo piany! nie muszę się spieszyć, bo przecież Marysia i tak tam nie idzie...
Dziecię czmychnęło aż się za nim zakurzyło, a ja ruszyłam niespiesznie za nim.
Wchodzę, widzę Małą radośnie machającą nogami na stołeczku przy wannie i udaję zadzwioną:
- no nie, skąd ty się tu, Marysiuniu, wzięłaś?
A Marysia, śmiertelnie poważnie:
- po plostu przyszłam, w czasie kiedy piłaś ALKOHOL!

czwartek, 9 stycznia 2014

Podpadłam Dziecięciu.
Nie było trudno. Nigdy nie jest.

Przez chwilę Marysia nie tylko mnie nie jubiła i byłam gupia, ale też zostałam karnie wysłana do kjainy smoków, żeby smoki te wystzeliwać.
W sumie lepiej chyba do smoków, niż w diabły?...
A wszystko przez to, że bardzo różnie rozumiemy z Marysią pojęcie 'ostatnia książeczka'.
Dziecię głośno i nerwowo tłumaczyło mi, że ostatnia znaczy, że po niej to jeszcze ze trzy (najostatniejsza! napjawdę najostatniejsza! oraz najostatniejsza, mamuniu, obiecuję!), a ja się upierałam, że wcale nie.
Na szczęście ostatecznie winy zostały mi darowane a Mała powiedziała nawet, że jestem jozkoszna. Ona też jest.
Kiedy śpi.



wtorek, 7 stycznia 2014

Marysia lubi zabawę w zgadywanki - jedna osoba myśli sobie o jakiejś rzeczy, a druga zgaduje, co pierwsza wymyśliła. Zadaje się pytania, na które odpowiadać można tylko 'tak' i 'nie': czy to jest w domu, czy na zewnątrz, czy to się je, czy to się rusza, itp.
jeszcze parę tygodni temu Marysiowe pytanie ograniczało się do:
- cy to śnieg?

teraz pozostajemy co prawda w klimacie, ale logika, jaką się Mała posługuje budzi mój (uzasadniony i obiektywny!) podziw. Marysia pomyślała, a ja pytam.
- czy to jest na dworze?
- tak!
- na dole?
- tak.. jak juz spadnie.
;)

Marysia lubi też 'dziadka kalesony'. Dobra jest w tym bardzo i naprawdę trudno ją zmylić albo rozśmieszyć.
- co masz na główce?
- dziadka kajesony!
- co było na obiad w przedszkolu?
- dziadka kajesony!
Nie działa nawet podstęp...
- co to jest: małe, na czterech łapkach i miauczy?
- dziadka kajesony!
Ale matka ma swoje sposoby ;)
- Marysiu, a co ty byś chciała na urodziny dostać?
- dziadka kale... MAMO! ale my się tak pzecież tylko bawimy!!!

Na koniec zagdaka z książeczki dla kilkulatków:
- jak się nazywa świąteczne ciasto ze świeczkami?
Marysia, łakomczuszek i znawca, rzecze:
- jóźnie - sejnik, cekoladowe, sarlotka...

niedziela, 5 stycznia 2014

Raz dwa.
Minęły święta, przyszedł nowy rok...

Dzień przed Wigilią naśmiewałam się z Marysi, że ma pryszcza na czole.
W wigilię przestałam się śmiać. Pryszcze wszędzie są znacznie mniej zabawne niż jeden na czole.
Święta spędziliśmy zatem nadzwyczaj spokojnie w towarzystwie Dziadków i ospy.
Szczęśliwie Mała chorobę zniosła bardzo dobrze, rozswędzona była tylko trochę, a zaraz po nowym roku (i z końcem wapniakowego urlopu) z błogosławieństwem doktura i zaświadczeniem, że kropkami już nie zaraża, potuptała do przedszkola.

Boże Narodzenie jest cudne.
Boże Narodzenie z Marysią i wpatrzonymi w nią jak w obrazek Dziadkami jest przecudne.
Uśmiecham się na wspomnienie przejętego Marysiowego oczekiwania na Mikołaja i jej szczere wyznanie, kiedy miała pojść sprawdzić, czy są już prezenty pod choinką:
- 'mamusiu, tlochę dygam!'
I te jej kolędy, wyśpiewane całym sercem i całym głosem!
Gra w 'nogi stonogi' i Marysiowe wieczne wymyślanie, co by tu jeszcze wykombinować, żeby wygrać...
Zdobienie pierniczków, lepienie aniołków z masy solnej, wspólne z Babcią pieczenie (i zjadanie) makowca...

Moim największym marzeniem jest móc święta przeżyć raz jeszcze w takim gronie, w takiej atmosferze.

środa, 11 grudnia 2013

W Marysiowym przedszkolu odbywają się zajęcia z religii.
A właściwie ma miejsce pamięciowe ogarnianie krótkich utworów wierszowanych o tematyce religijnej.
Dziś Mała pięknie wyrecytowała 'Aniele Boży', cały, łącznie z doprowadzaniem do żywota wiecznego.
Pochwaliłam i pytam, co to jest ten żywot.
Marysia popatrzyła na mnie z miną pt. serio matka nie wiesz? i rzekła:
- no płot taki pseciez!
No przecież.

Nie tylko katechetka nie do końca się sprawdza w roli.
Mnie dziś zalała świadomość mojej matczynej wyrodności.
Leżymy sobie bladym świtem w łóżku, jedno oko mam przymknięte...
Marysia gorąco zachęca do bycia strasznym wilkiem. Wydobywam z siebie przerażające 'łaaaa', ale Mała nie jest zadowolona:
- mamusiu! ale nie tak krzyc, tylko głośno! tak baldzo głośno! tak, jak wtedy, kiedy krzycys na mnie!
 


poniedziałek, 9 grudnia 2013

Ten Mikołaj to jest jednak niezła frajda!

Wybieranie, pakowanie, zakradanie się w ciemnościach...
Nieciepliwe potupywanie.
Nutka niepewności.
Radość oczekiwania.

I w końcu! No w końcu!
Dziecię oczka swe cudne otwiera i woła 'był!!!'
Tak. Mikołaj to prawdziwa przyjemność dla wapniaków ;)

Pytam potem Małą, czy widziała w nocy Mikołaja.
Marysia, z pełnym przekonaniem:
- nie. ale cułam go. Naplawdę go cułam!

Swoją drogą zachwyca mnie wdzięczność kurdupli.
Marysia w swojej mikołajkowej paczce znalazła kilka książeczek ('czupieńki i gwiazdka' i 'nusia i wilki' stały się natychmiast najulubieńszymi), jajko niespodziankę i 6 batoników kinder.
batoniki od razu schowała i powiedziała, że zawiezie do babci.
'jeden dla MNIE!!! djugi dla babci, tzeci dla ciebie, i jesce dla dziadka i taty i wujcia!'
A jajko podzieliła na pół i dała mi jedną część tak sama z siebie, czym mnie kompletnie rozczuliła, bom matka wyrodna i słodyczy na co dzień dziecku nie daje, sądziłam więc, że mała korzystając z okazji połknie czekoladę razem z papierkiem!
Podniosłam opadnięty kłapak i pożarłam z córką jajko jeszcze przed wyjściem z łóżka :)
W środku był pierścionek z hello kitty, który Marysia od razu założyła na palec i powiedziała:
- ja to chyba bajdzo gzecna byłam, co?
A potem ubrała się, umyła zęby i podreptała do przedszkola dumna jak paw.
Bez rękawiczki na jednej rączce.